Rankiem udajemy się na śniadanie do lobby przy recepcji. Recepcjonista zaspał i uwija się jak w ukropie rozkładając talerze, bułeczki, tosty itd. Jest ciekawie, choć on zapewne odbiera to trochę inaczej :-)
Atmosferę rozluźnia wybuch ugotowanego jajka, jakie włożyłem do mikrofalówki, by się podgrzało. Wyjmując drugie liczyłem choć na połowę posiłku, niestety wybuchło mi w twarz. Dość ciekawe wrażenie, a na pewno śmieszne dla kilkunastu współbiesiadników :-)
Jedziemy do Lower Antelope Canyon. Wchodzimy do niego z indiańskim przewodnikiem. Fajnie, że jesteśmy rano i przed sezonem, bo jesteśmy w nim sami. Kanion ten jest bardzo mały, właściwie jest to długa, wąska szczelina w skałach pod poziomem gruntu. Miejscami szerokość to 20-60cm, średnio ok. metra, wysokość to 10-20m. Cudem tego kanionu są niesamowite efekty, jakie tworzą promienie Słońca na skalnych ścianach. Przepięknie.
Udajemy się do Monument Valley. To dolina z rozrzuconymi co kilka km ogromnymi skałami o dość regularnych kształtach. Objeżdżamy ją dookoła autem, wysiadając przy każdej, jak na przystankach. Na koniec jemy ogromną sałatkę na tarasie z widokiem na dolinę. W takich warunkach jeszcze nigdy nie jedliśmy posiłku.
Następnie udajemy się na północ i po kilkunastu milach trafiamy na ścianę kanionu wysoką na kilkaset metrów. Wspinamy się na nią po Moki Dugway – drogę wijącą się nad przepaścią przez kilkanaście zakrętów. Bardzo fajne emocje.
Dzień kończymy oglądając Natural Bridge, czyli skałę w kształcie mostu, po której mogłaby zapewne przejechać duża ciężarówka. Wokół niego są „rozrzucone” inne skały, a całość to wielka dziura pod poziomem gruntu, jaką objeżdżamy dookoła, zatrzymując się co 2 minuty na punktach widokowych.
W hotelu jedna z pierwszych rzeczy to szukanie Internetu. Otrzymane od recepcjonisty hasła wprawdzie łączą nas z siecią hotelu, ale nie dają dostępu do Internetu. Jeden z nas schodzi do recepcji by to naprawili, obudzony Hindus (ma z żoną pokoik na tyłach recepcji i po prostu mieszka i pracuje w tym samym miejscu przez całą dobę) nie wykazuje zrozumienia dla naszych potrzeb komunikacyjnych i wyzywając od głupków idzie znowu spać. Z nami nie ma tak łatwo, wychylając się przez ladę, nasz wysłannik sprawdza konfigurację komputera z recepcji, by skopiować jej ustawienia na naszym laptopie. Pechowo Hindus się budzi i zauważa „włamanie”. Wywołuje się niezła sprzeczka z groźbami wezwania policji włącznie. Cóż, policja nie przyjeżdża, ale przynajmniej jest ciekawie :-)
Polecam piękny film z tych rejonów.