Cały dzisiejszy dzień mamy przeznaczony na park Canyonlands. Leży on wokół rozgałęzienia rzeki Kolorado. Najpierw jedziemy do części południowej - The Needles (Igły). Nazwa wzięła się z kształtu skał, które wyrastają z ziemi jak sterczące igły – wysokie i cienkie. Robimy sobie 2h wspinaczkę po górskim szlaku podziwiając widoki. Mijani ludzie dziwią się, że mamy tylko małe butelki z wodą i żadnego jedzenia, na początku dziwimy się ich troską. Jednak jak się wkrótce okazuje, nie byliśmy przygotowani na większy wysiłek, choć wydawało nam się, że dużo chodzimy podczas naszego wyjazdu (jak na osoby prowadzące siedzący tryb życia). Woda szybko się skończyła, dopada nas kryzys energetyczny. Na kolejne górskie spacery musimy albo się mocniej najadać, albo zabierać coś ze sobą.
Po tej przygodzie najadamy się wielkimi Triple Whooperami w Burger Kingu. Wyczerpanie powoli przechodzi, ale dwójka z nas decyduje się wrócić do hotelu (akurat spędzamy dwie noce w tym samym).
Reszta z nas jedzie do części północnej Canyonlands (Island In The Sky). Nazwa prawidłowo wskazuje, że jest to wyspa w niebie – wśród pustynnych i górskich krajobrazów wyrasta na wysokość 2000m n.p.m zielona, płaska góra. Widoki są oszałamiające – stajemy wielokrotnie na krawędzi a dookoła nas rozciąga się dolina 2km niżej. Gdy dojeżdżamy do „centrum wyspy” widzimy, że są w nim kaniony wyglądające, jakby łapa i palce wielkiego zwierza opadły na płaskowyż i wycięły swój kształt aż do podstawy. Odruchowo szukamy wielkich dinozaurów wokół :-)
To najpiękniejszy kanion, jaki do tej pory widzieliśmy. Wracamy już o zmroku, jest coraz ciemniej, a my pędzimy z góry co raz szybciej. W ocenianiu drogi pomaga nam nawigacja, na której szybciej widać, jaki zakręt nas czeka na końcu prostej, przez co możemy rozpędzać się mocniej, podkręcając emocje w ciemności. Szczególnie na zakrętach i pagórkach. Szczęśliwie nie wylatujemy z drogi.