Geoblog.pl    mariusz76    Podróże    Marzec 2012 w USA    Nowy Orlean
Zwiń mapę
2012
18
mar

Nowy Orlean

 
Stany Zjednoczone Ameryki
Stany Zjednoczone Ameryki, New Orleans
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 16633 km
 
W Nowym Orleanie docieramy do hotelu o pierwszej w nocy. Jest sobotnia noc, po Dniu św. Patryka (święto piwoszy), więc najlepsza noc na imprezę. Szybki prysznic i już o godz 2 jesteśmy na Bourbon Street - najbardziej imprezowej ulicy Nowego Orleanu. Cała ulica to jeden wielki klub, wszyscy pijani (choć bez agresji), łażą po ulicy i barach/knajpach ulokowanych po obu stronach jedna za drugą. Ulica jest zamknięta dla ruchu, przez 2km same knajpy. W sumie jak w Warszawie na Mazowieckiej, Sienkiewicza, czy wokół placu Teatralnego.

Łazimy i my. Pijemy też. Co trzeci klub to striptis, ale radość szybko mija, jak zauważamy, że dziewczyny są bardzo mało atrakcyjne (delikatnie mówiąc). Chyba jesteśmy za trzeźwi. Staramy sięto naprawić, ale nie udaje się, o 5 rano wracamy do hotelu, wraz z ostatnimi grupkami imprezowiczów.

Następnego dnia zaczynamy od śniadanka w samo południe w miłej ciemnej (dziś to ważne) knajpce. radycyjnie szczęśliwie spotykamy polską imigrantę, która opowiada nam co warto zobaczyć i pomaga wybrać odpowiednie arakcje ze stosu ulotek z ofertami.

Zaczynamy jednak od wizyty na posterunku policji, gdyż okazało się, że jednemu z nas ukradziono kartę i oczyszczono konto (te "głupie nowoorleańskie dziwki" nie są jednak tak głupie...). Na szczęście karta była ubezpieczona, więc wystarczy tylko papierek z policji, że zgłoszono sprawę i będzie zwrot pieniędzy. Na policji, jak to na policji, sprzedają koszulki i pamiątki z ich logo (serio) :-) Czekamy godzinę, miła pani wyglądająca jak wielki facet słucha uważnie poszkodowanego, następnie przekazuje to samo szefowi, następnie szef pyta nas czy tak było, my odpowiadamy, że tak było itd... 2h i mamy potrzebny do ubezpieczalni papierek.

Jedziemy zwiedzać Nowy Orlean. Zaczynamy od przejazdu tramwajem do najlepszej dzielnicy - Garden District. Torowiska w Nowym Orleanie są wyłożone albo płytami betonowymi (dostępnymi do biegania, jazdy na rolkach/rowerze), albo trawą (poza centrum). To świetny pomysł na wykorzystanie powierzchni do sportu, choć wymaga, by tramwaje jeździły niezbyt często i szybko.

Garden District zaczynamy oglądać od cmentarza, gdzie chowa się ludzi nad ziemią. Groby są zatem betonowymi "domkami" a chyba dla biednych "szufladami" po 5-30 w jednym "budynku". Nie jest to ładniejsze ani od naszych cmentarzy, ani od pięknych cmentarzy z trawką i pojedynczymi stojącymi białymi płytami, jak na amerykańskich filmach.

Następnie spacerujemy, oglądając piękne domy. O ile centrum Nowego Orleanu sprawia wrażenie dość brudnego i biednego (choć kolorowego, ciekawego i przyjemnego) o tyle w Garden District czuć wyższy status mieszkańców. Domy są zadbane, wręcz sprawiające wrażenie luksusowych, w stylu miasteczek europejskich.

Na końcu trasy tramwajowej, przy pętli, dla kontrastu z Garden District znajduje się kilka knajp dla "mętów", przy których stoją chyba na stałe dwa radiowozy, więc nie robią na nas wrażenia grupki murzynów dziwnie na nas patrzących przy dźwiękach mocnej łupainy i wśród odpicowanych aut i dziewczyn na szpilkach. Idziemy do "restauracji" Camelia rekomendowanej nam przez poznaną Polkę hasłem "bród, smród i ubóstwo, ale fajny klimat". Wszystko się potwierdza. Wnętrze to wijący się slalomem stół barowy, prawie wszystkie stoliki są zajęte. Siadamy i my. Tuż przed nami sami czarni barmani/kucharze robią jedzenie. Fajnie to wygląda - wszystko nakładają rękami, uklepują hamburgery na grillu, na miejsce których po chwili kładą ciasto, po czym piszą sobie smsy, wycierają ręce w spodnie/fartuchy i znowu raźnie przyrządzają potrawy, rzucając odpadki pod nogi (czyli tuż przed nasz stół, co widzimy, jak się trochę wychylimy do przodu). Idziemy umyć ręce, a tu wcale nie lepiej - droga do łazienki prowadzi przez zalecze kuchni, widać rozrzuceone miksery z resztkami jedzenia, patelnie, kartony z produktami, jak to w restauracyjnej kuchni. Aż strach się bać, czym się zarazimy... Jedzenie jednak jest pyszne, zamawiamy dokładki i desery. Trudno, jak umierać to z pełnym brzuchem ;-)

Najedzeni, wracamy do centrum, by po zmroku udać się na koncert jazzowy na Freendchmen street - ulicy spokojniejszej niż Bourbon street, z klubami raczej dla lokalesów. Słuchamy sobie jazzmanów zajadając krewetki popijane piwem. W toalecie usłużny lokaj podaje ciepłe ręczniczki do wytarcia rąk i oferuje spryskanie się perfumami ze stojących chyba 20 flakoników najlepszych marek. Fajny ten Nowy Orlean :-)

Następnego dnia śniadanie jemy w niby zwykłej restauracji, ale do wejścia zachęca nas widok stosów łupinek po fistaszkach pod stolikami... Przy wejściu stoi wielka balia z orzeszkami i miseczki, nabieramy sobie ich do pełna i siadamy przy stoliku. To nie jedyna atrakcja - wszyscy pracownicy to dziewczyny z wielkimi biustami... Jest miło i słodko :-) Aż korci zapytać, skąd mają tak dobry wybór piersi... kurczaka oczywiście ;-)

Nasępnie idziemy na spacer na wybrzeże, kupujemy pamiątki i udajemy się na lotnisko skąd mamy lot do Miami.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (19)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
mariusz76
Mariusz
zwiedził 4% świata (8 państw)
Zasoby: 96 wpisów96 31 komentarzy31 1055 zdjęć1055 9 plików multimedialnych9
 
Moje podróżewięcej
31.10.2020 - 31.10.2020
 
 
07.12.2014 - 20.12.2014