Pogoda dziś piękna. Teren pagórkowaty, dla mnie czasem zbyt stromo, musiałem rower prowadzić, chłopaki z nudów pod górkę podjeżdżali, zjeżdżali i podjeżdżali ponownie. Masakra. Zrobiliśmy tak pierwsze 50km, akurat byliśmy przy molo, więc zostałem na odpoczynek. Po kwadransie zachwycania się widokami, deszczyk przyjąłem z dużym zadowoleniem. Jak się zwiększył, przeniosłem się do pobliskiego barku na pyszną Chicken Soup. I tak zrobiłem jeszcze kilka przystanków co 20-30km, leżąc na plaży z jakąś przekąską i kokosem pod głową. Zrobiliśmy dziś 116km plus 600m przewyższeń (łączna wysokość podjazdów). Mi zajęło to aż 9h.
Wieczorem poszliśmy na wino z okazji imienin Andrzeja, akurat na samym początku dużej ulewy, więc zostaliśmy dłużej, poznając innych turystów - z Indii, Finlandii i Irlandii. Mnie naszła ochota na odpoczynek od roweru na pobliskiej wyspie Koh Tao, więc po wykonaniu kilku lokalnych telefonów miałem już zorganizowany bus i prom na jutro rano. Jedyny problem, że będę musiał wstać o 5.30, ale w końcu to nie wakacje ;-)