Pobudka o 5.30 nie sprawiła mi problemu, czułem się, jakbym właśnie wstał od wczorajszego stolika a nie spał ;-)
Szybki prysznic, spakowanie niezbędnych rzeczy do plecaczka, reszta do hotelowej pralni, a rower zostawiam przy recepcji. Sprawdzimy, co z niego zostanie za dwa dni. Bus zabiera mnie spod hotelu na prom.
O 9 dopływamy na Koh Tao. To mała wysepka, z jedną ścieżką wzdłuż plaży. Po jednej stronie knajpki, po drugiej hotele.Cały ten deptak można obejść w obie strony w godzinę. Więc albo plażowanie i imprezy, albo nurkowanie, nic innego tu chyba nie można robić. Ja postanawiam to połączyć. Dziś mam dwa nurkowania, jutro cztery, ale opiszę je zbiorczo jutro.
Imprez prawie nie ma, kuchnie w restauracjach zamykają się o 22, tylko w dwóch z nich głośna muzyka sugeruje, że może się jeszcze coś dziać. I faktycznie, tylko w jednym było na tyle ok, że można było zostać do północy na kilka drinków. towarzystwo międzynarodowe, sporo ludzi z Ameryki Południowej i Skandynawii. Przy barze siedzą przymilające się Tajki, ale nawet alkohol nie pomógł im mnie do siebie przekonać, jakieś takie niezbyt ładne z bliska, za to barmanki piękne, same blondynki z Europy :-)